Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
NIECH BĘDĄ POD RĘKĄ
PRÓBOWAŁAM BYĆ GDZIE INDZIEJ
|
sobota, 31 lipca 2010
Tęskniłam już trochę za swoim blogowaniem, ale nie miałam czasu tu bywać. Musiałam się zająć życiem w realu, nadgonić zaległości, wyprostować kilka spraw, napędzić nowe... Po dużym "tąpnięciu", które dopadło mnie po Bornem, już się właściwie podniosłam. Już widzę wokół siebie kolorowy, a nie szary świat. Już potrafię zainteresować się i skupić na czymś. Już życie tak nie boli. Tym razem nie odważyłam się sama z tego "doła" wychodzić. Zdałam się na medycynę. Pomogło. Teraz sprawy i kłopoty mnie nie przygniatają. Potrafię o nich spójnie myśleć, rozmawiać, a nawet planować przyszłość. Oby udało mi się podchodzić tak do życia jak najdłużej.
niedziela, 25 lipca 2010
..., lato wszędzie... Na blogach też. Wszyscy zajęci upałem albo wakacjami. Ja też, częściowo: upałem - tak, wakacjami - nie. Pracy mam sporo, ale udało mi się wreszcie realistycznie spojrzeć na ilość, której fizycznie (i psychicznie też) jestem w stanie podołać. Był moment, że ilość wiszących nade mną zadań zaczęła mnie przerastać. Zaczęły się więc nerwy i stres z tym związany. Wreszcie się nad tym zastanowiłam i doszłam do wniosku, że NIE CHCĘ!!! już pracować na AKORD. Bo to nie jest dla mnie dobre. Więc poinformowałam zleceniodawcę, że rezygnuję z wykonania części robót i jestem w tym (póki co ;-))) nieugięta. I ... świat się nie zawalił! Część robi ktoś inny, a ja wreszcie mam czas na coś więcej niż praca i odpoczynek po pracy. Ale coś za coś - kasy "nieco" żal. ;-(( Uciekam z blogowiska, bo właśnie maila sympatycznego od kuzynki dostałam i chcę jej szybko odpisać. Szeroki uśmiech dla wszystkich czytelników. :-)))
piątek, 16 lipca 2010
Nobody's perfect! Staram się o tym pamiętać i nie uprawiać krytykanctwa jako takiego, bo to nie ma żadnego sensu. Ale zdarza mi się, bo: Nobody's perfect! Staram się też pamiętać, że to, jak w tym momencie odbieramy innych i ich problemy, bardzo zależy od NASZEGO w danej chwili nastroju, samopoczucia, ciężaru i kalibru spraw, którymi właśnie osobiście żyjemy. Od tego, co TU i TERAZ jest DLA NAS ważne. Pozwólmy innym myśleć i robić inaczej niż my. Uszanujmy to i nie piętnujmy, bo: Nobody's perfect! Nie urządzajmy innym życia i świata. Przecież też buntujemy się, gdy ktoś chce urządzać nasze. Takie przemyślenia z moich ostatnich "zawirowań". Postawa mentora czy ciotki-"Dobra Rada" potrafi się zemścić. Prędzej czy później Świata nie naprawimy i nie zbawimy, bo: Nobody's perfect! 16 LIPIEC 38 lat temu umarł mój dziadek. Dziś rano koleżanka przysłała mi SMS, że została babcią. Świat się kręci - z nami lub bez nas. Jaki jest faktyczny wymiar naszych spraw czy problemów? Dla nas są najważniejsze, bo nasze. Ale tak naprawdę... Trochę dystansu mi trzeba.
czwartek, 15 lipca 2010
Pisanie notki o takiej porze jeszcze mi się chyba nie zdarzyło! A wszystko przez ten tropik! Dzielę dobę na część logiczną = wieczór+noc+rano i na część dla kamikaze.;-) W ciągu dnia zdycham. Czy to SM, czy pogodowa przesada? Trudno powiedzieć, bo inni też cierpią. Czekam na "złagodzenie wyroku" i funkcjonuję w kompletnie "nie moich" godzinach. No to: "Jak dobrze wstać skoro świt..." ;-))) Pozdrowienia dla Was wszystkich!
poniedziałek, 12 lipca 2010
..., naiwna jak dziecko we mgle... ;-)) Tylko tak mogę podsumować moją wiarę w to, że w państwowej przychodni rehabilitacyjnej będzie klimatyzacja. Zaczęłam dzisiaj serię zabiegów. Święcie wierzyłam, że upał niestraszny, bo klima... Tymczasem zastałam pseudowietrzenie oknami, wentylatory i jakieś stare powłoki na oknach, żeby słońce nie świeciło. A wewnątrz oczywiście sauna. I jak tu ćwiczyć? Chyba zrezygnuję, bo na dobre to mi raczej nie wyjdzie. Zapisałam się na kolejny "termin" - pierwszy wolny - połowa grudnia!!! Może przez śnieg się uda przekopać. ;-))) PS. Znajomy wymyślił takie rozwinięcie skrótu NFZ: Narodowa Fikcja Zdrowia. W sumie smutne to, bo jest jak w "Rewizorze" Gogola: "Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!".
piątek, 09 lipca 2010
Wpadłam na blog tylko na chwilę, żeby zameldować, że żyję. :-) Nadganiam zaległości "pracowe". Nawet nie najgorzej mi idzie. Właśnie spłynęła kolejna robótka. Mam co robić przynajmniej do połowy września. Adam będzie mi pomagał, bo sama czasowo i kondycyjnie raczej nie dałabym rady. Deprecha się uspokaja. Lekarze potwierdzili, że taki nadmiar "esemowych bodźców" w Bornem mógł się tak u mnie odezwać. Dobrej nocy! Idę spać. :-)
niedziela, 04 lipca 2010
Wyczytałam, że na lipcowy turnus do Bornego Sulinowa pojechał esemowiec. To podobno najbardziej szalone turnusy - te lipcowe - bo tylko młodzi ludzie. ;-)) Wróciłam z Bornego silniejsza fizycznie i pełna energii. Ledwie wróciłam, dopadła mnie jakaś infekcja, z którą walczyłam chyba ze dwa tygodnie. Licho się czułam, brałam antybiotyki, “polegiwałam”, pracowało mi się nieskładnie... Więc miałam dużo czasu na myślenie ... i chyba to mnie zgubiło. ;-)) Piszę to sarkastyczno-ironicznie, ale było poważnie. Wpadłam w bardzo głęboki “dół”, z którego wygrzebywałam się prawie miesiąc. To była moja reakcja psychiczna na ... Borne Sulinowo, a dokładniej na stany niektórych chorych, którzy byli wraz ze mną na turnusie. Takiej “dawki" SM nie wytrzymała moja psychika. Czyli stało się to, czego się obawiałam i przez co tak długo odwlekałam wyjazd do Bornego. Nie chciałam jechać do tego sanatorium, bo bałam się, że będą tam ludzie w stanach o wiele gorszych niż ja i że będzie to dla mnie bardzo psychicznie obciążające. I było. :-(( Dopadło mnie dopiero po powrocie, choć podczas pobytu zupełnie nic na to nie wskazywało. Totalny pesymizm, brak wiary w siebie i sensu jakiegokolwiek działania z mojej strony. Głównie spałam, ale to nie był zdrowy sen. Po obudzeniu nie miałam żadnej motywacji, by wstać, bo "po co?". “Zablokował” mi się żołądek. Potrafiłam nie jeść cały dzień i nie być głodna albo funkcjonować tylko na kawie. Zero łaknienia i chęci na jedzenie. Żadnej motywacji, by ćwiczyć, a przecież fajną listę ćwiczeń przywiozłam z Bornego. Do tego chęć schowania się w mysią dziurę, żeby nikt mnie nie widział i nic ode mnie nie chciał. Sprawy rodzinno-domowe były mi zupełnie obojętne. Zawodowe też. W ogóle wszystko było mi obojętne i każdą kwestię kwitowałam krótkim “po co?”. Sumując - depresja “całą gębą”. Mimo wielu wysiłków i najszczerszych chęci nie mogłam sobie ze sobą poradzić. Kilka razy w życiu zdarzyły mi się takie sytuacje. Gdy nie dawałam rady sama - musiał pomóc mi lekarz i antydepresanty. Tym razem starałam się walczyć sama, bo Seronil (fluoksetyna, odpowiednik prozacu) biorę w dawkach podtrzymujących już długo. I w sumie tylko na tych tabletkach jakoś się z najcięższego wygrzebałam. Ale do lekarza i tak z tym poszłam. Wychodzę z założenia, że o psychikę trzeba dbać, bo musi mi służyć do końca życia. ;-)) Ten “incydent” przypłaciłam totalną utratą kondycji fizycznej, tak żmudnie naprawianej w sanatorium. Muszę na nowo ją odbudować. Oprócz tego zdecydowanie gorzej chodzę i mam duże kłopoty z równowagą. Ostatnio zaliczyłam parę “malowniczych” upadków. :-(( Absolutnie nie winię Bornego, bo to naprawdę świetne sanatorium. I bardzo to podkreślam. Ot, skomplikowana psychika we mnie siedzi. Wiecie co zauważyłam? Im starsza jestem, tym lepiej znam siebie i swoje reakcje. I nawet umiem sobą już trochę posterować, by w takie “doły” wpadać jak najrzadziej. Ale zupełnie wykluczyć ich się nie da. Bo nawet dla siebie nie jesteśmy do końca przewidywalni.
piątek, 02 lipca 2010
|